Przytyłem – jak się z tym czuję?

Tym razem czas na pierwszą – tak naprawdę – relację z mojego procesu przybierania na wadze, czyli tycia. Zdjęcie dołączone do artykułu zamieściłem poglądowo i dla przykucia Waszej uwagi!

Dzisiaj mija 18-sty dzień, odkąd notuję skrupulatnie kalorie i dbam o to, by spożywać ich znacznie więcej niż moje szacowane dziennie zapotrzebowanie potrzebne do utrzymania stałej masy ciała. Ile przytyłem i co się zmieniło? Jak z moim samopoczuciem?

Tycie to ciężka praca!

Kolejny nagłówek z tym stwierdzeniem. Jak już pisałem tutaj, kiedyś już byłem ok 120 kilowym samcem. Właśnie kilka dni temu zważyłem się (rano, na czczo i po wypróżnieniu) i waga pokazała magiczną barierę 120 kg, której chyba nigdy jeszcze nie przekroczyłem. To dziwne, ale tak jak bohaterki moich opowiadań poczułem radość, satysfakcję, ale też strach i obawę, co ludzie pomyślą.

Niemniej jednak waga stanęła. Kiedy zaczynałem liczyć kalorie, ważyłem 115 kg. Od stycznia zacząłem sobie pozwalać na więcej i od mniej więcej 106 kg do momentu rozpoczęcia tuczenia się celowego przybrałem 9 kg. Jednak teraz mam wrażenie masa ciała stoi. I tak tycie zaczyna być ciężką pracą. Im jestem cięższym, tym trudniej jest przytyć. Wspomagam się oczywiście płynnymi, wysokokalorycznymi specyfikami, ale i to na niewiele się zdaje.

Łącząc pracę i przyjemności, i jeszcze życie rodzinne i dodatkowe aktywności, tycie jest naprawdę wyczynem. Chodzę niemalże non stop przejedzony i staram się jeść co najmniej 4 razy dzienne. Rano i wieczorem tzw. gainer-shake (jeden z przepisów na tym blogu już jest). Mimo to postępy są mizerne. Rzadko udaje się przekroczyć 4 tys. kcal, a moje zapotrzebowanie to 2,5 tys. kcal. Teoretycznie powinienem tyć średnio 1 kg na miesiąc, bo 7 tys. kcal nadwyżki mniej więcej daje 1 kg przyrostu masy ciała. Oczywiście nie uwzględniam tu indywidualnych predyspozycji, dlatego wszystkie wartości należy traktować z przedrostkiem „około”.

Moje tycie jest dziwne, bo waga stoi. Będzie stała przez kilka dni, po czym zapewne wzrośnie o 2 – 3 kg w ciągu 2 dni, by dalej się zatrzymać na tydzień lub dwa. Może muszę kupić nową wagę?

Jak się czuję po szybkim przybraniu 5 kg?

5 kg w nieco ponad dwa tygodnie to – wydaje się – duży przyrost. W końcu utrzymawszy tempo po roku przytyłbym sporo ponad 100 kg, ale – jak wiemy – raczej tak się nie stanie. Tempo trzeba zwolnić, choćby po to, by uzupełnić garderobę.

Zatem jak moje zdrowie? No oczywiście obżeranie się jest fizycznie męczące. Zupełnie jak długie spacery. Dbam jednak o to, by nie przedawkować cukrów itd. Póki co opórcz zgagi (kiedy jem późno wieczorem), lekkich wzdęć i częstej potrzeby biegania do toalety, nic mi nie dolega. Wręcz przeciwnie. Odżyłem i mam więcej wigoru. Poprawił mi się humor i jestem bardziej napalony niż kiedykolwiek. Partnerka lubi to. Ludzie postronni jeszcze nie zauważyli różnicy, bo już mnie pamiętają pulchnego i nawet przy tych 106 kg lub mniej i tak miałem brzuszek.

Jedyne co mnie po raz drugi zaskoczyło to, że muszę nieco inną pozycję przybrać przy sznurowaniu butów i przy kąpieli nieco inne ruchy wykonywać ze względu na ciut większy ciężar i gabaryty.

Jak zmieniło się moje ciało?

Obawiałem się, że urośnie tylko brzuch i zmienię się w piwosza-kulę. Niektórzy taki typ urody wielbią u mężczyzn, ale nie ja. Całe szczęście – choć oczywiście brzuch rośnie peirwszy – otłuszczają się równomiernie też inne części ciała. Ogólne wrażenia mam bardzo pozytywne. Skóra stała się jędrniejsza i gładsza i póki co wygląda mój tors i ciało nieco młodziej. Oczywiscie róznice są subtelne i widzę je – na razie – tylko ja i pasek od spodni.

Ile chcę jeszcze przytyć?

W najskrytszych marzeniach chciałbym, by to jakieś śliczne dziewczę tuczyło mnie i podniecało się każdym kilogramem w nieskończoność. Tu chodzi o proces nie konkretny cel. Jednak w realu nie wiem, na ile sobie pozwolę. Najbliższy cel to 130 kg – nowy rekord i zobaczymy, co się stanie. Na razie wydatki wzrosły, a niebawem trzeba kupić nowe sweterki, spodnie itd. Monitoruję zdrowie i po miesiącu planuję zrobić sobie 2 tyg. przerwy, aby organizm odpoczął i nawet jak będzie spadek, to później zaowocuje on efektem yo-yo. Kolejna relacja za jakiś czas! Trzymajcie kciuki.

Gainer Smoothie – przepis

Modelka, która od lat stosuje takie dodatki. Efekty zdumiewające, prawda? Ona jednak dodaje do tego jeszcze inne odżywki, tzw. gainery. Pije takie shaki minimum 2 razy dziennie. Można? Można!

Nowa rzecz na blogu. Przepisy dla osób pragnących przytyć. Poniżej słodki napój typu smoothie (smooth – gładki). Porcja do wypicia przez jedną osobę.

Klasa: średnio zdrowy

Składniki:

  • Śmietanka słodka 30% (najlepiej płynna)
  • 1 banan
  • 1 łyżka Nutelli lub podobnego kremu
  • 1 łyżka miodu
  • 2 łyżki lodów czekoladowych/waniliowych/śmietankowych
  • 2 łyżki oliwy lub oleju
  • mleko 3%

Przepis:

Banana w kawałkach wrzucić do blendera zalać ok 300 ml śmietanki dolać 100-200 ml mleka. Dodać miód i krem czekoladowy lub orzechowy. Dodać lody i oliwę. Blendować na gładki krem. W przypadku braku blendera zastosować końcówkę blendującą.

Wartość kaloryczna: ok 1200 kcal.

Jeśli będziesz pił/piła taki napój regularnie raz dziennie i będzie to Twoja jedyna nadwyżka kaloryczna ponad podstawowe zapotrzebowanie na kcal, prawdopodobnie przytyjesz 1 kg w tydzień. Pijąc taki shake 2 razy dziennie (np. po śniadaniu i po kolacji), przytyjesz ponad 2 kg.

Powodzenia!

Zielona sukienka – opowiadanie

Zielona sukienka

Jakby nie patrzeć i z której strony by nie spojrzeć, była dużą kobietą. Ledwo po studiach, a już jej rozmiar zwracał uwagę w tłumie i gdziekolwiek się nie udała, była obserwowana i pokazywana palcami. Czasami w jej stronę padały komentarze zszokowanych przechodniów w stylu „ale wielka!”, lecz nie doświadczała z tego powodu jakichś przykrości.

Doskonale wiedziała, jak wygląda, bo wyglądała tak na własne życzenie. Od dzieciństwa miała wielki apetyt i od dzieciństwa pragnęła być duża. To było z nią od urodzenia. Nie było łatwo po drodze, ale koniec końców, kiedy dojrzała do podejmowania własnych, niewymuszonych presją zewnętrzną i stereotypami decyzji, zaczęła tyć.

Idąc do liceum miała ledwo kilka kilo nadwagi. Wtedy jeszcze trochę obawiała się tego, co w niej siedzi, ale powolutku szła właśnie w tym kierunku. Uczyła się pilnie, a w trakcie nauki jadła. Wsuwała wszystko, nieraz nawet bywała tak obżarta, że robiła sobie dzień wolny w szkole. Wtedy też się opychała. Dbała wręcz o to, żeby czuć się cały czas najedzoną zupełnie, jakby panicznie bała się uczucia głodu.

Pod koniec liceum była już sporych rozmiarów maturzystką. Koledzy trochę jej dokuczali, ale byli też tacy, których fascynowała. Żaden jednak nie został z nią na stałe.

Po zdaniu matury ważyła już około 140 kg. Jej uda stykały się ze sobą, a zapięte jeansy powodowały, że brzuch układał się w kształt dwóch oponek. Bardzo to lubiła tym bardziej, że jej piersi, które wcześniej uważała za zbyt małe, także urosły. Ramiona stały się szerokie, a róznicę widziała nawet na palcach. Buzia również się zaokrągliła.

Może właśnie dzięki swojej wdzięcznej i delikatnej urodzie nie budziła zwykle chamskich i złośliwych docinek. Uśmiech i dziecinny wdzięk sprawiał, że zakochiwali się w niej po uszy ludzie, którzy na ogół stronili od dużych kobiet. Bardzo to lubiła. Lubiła utrzeć nosa takim „miłośnikom anoreksji” (jak zwykła ich nazywać) i udowodnić, że grubaskę też da się kochać.

Wakacje między maturą a studiami były kluczowe. Wiedziała, że wyjedzie do większego miasta i widziała, że odetnie się od starego środowiska, by wejść w zupełnie nowe towarzystwo w zupełnie odmiennym świecie. Dało jej to szansę na prawdziwe pole do popisu w sferze swojego wyglądu.

Postanowiła pójść na całość. Chciała przez te cztery miesiące przytyć jak najwięcej, by potem nikt nie zadawał pytań o jej rozrost. Pragnęła rozpocząć studia jako dużo większa dziewczyna.

Jej maraton trwał bardzo długo. Praktycznie jadła cały czas z małymi przerwami na inne obowiązki. Kupowała różne odżywki, fast-foody i wszystko, co było tłuste i kaloryczne. Początkowo jej ciało nie reagowało zbytnio, bo kilogram po tygodniu to żadne tycie. Jednak po miesiącu – można powiedzieć – waga wystrzeliła.

Nagle zauważyła, że jej ciało wyraźnie urosło, waga w końcu przekroczyła 160 kg, a przy 170 kilogramach musiała na gwałt wymieniać garderobę. Kupowała rzeczy na wyrost, co nieco ją ratowało. Początkiem września zbliżyła się do dwustu kilogramów.

Na studia nie szła, ale toczyła się. Podczas studiów nie tyła gwałtownie. Miała dużo ruchu, a przy masie 200 kg to generuje spore zapotrzebowanie na kalorie. Tyła raczej na wakacjach, ale i tak ciężko było jej utrzymać owe wzrosty. Wejście po schodach było wysiłkiem jak spory siłowy trening, a chodzenie między salami wykładowymi sprawiało, że spalała wszelkie nadwyżki. Pomimo tego kończąc studia udało jej się osiągnąć 235 kg. Była wielką kobietą. Uwielbiała to, choć czasami była tym ciężarem przemęczona. Zaczynała jednak odczuwać brak drugiej połówki, która by tak samo wielbiła jej rozmiar, jak ona sama.

Po studiach założyła restaurację fast – food. Kombinowała tak, by zapewnić sobie stały dochód i mieć jedzenia pod dostatkiem bez konieczności gotowania. Po trzech latach miała już kilka takich restauracji w każdym większym mieście kraju. Nie brakowało jej niczego, prócz partnera i straconych kilogramów. Waga spadła do 215 mimo tego, że ciągle starała się sporo jeść i nie chudnąć.

Prawdziwy przełom zaczyna się jednak w tym właśnie miejscu. Dostała zaproszenie na wesele swojej przyjaciółki i miała być świadkową. Początkowo myślała, że nie poradzi sobie ze względu na swój rozmiar, ale uporała się z tymi myślami. Problemem jednak był jej strój, bo workowate dresy i swetry kupowane na wyrost albo jeansy szyte na miarę nie wchodziły w grę.

Dobra krawcowa była tu nieoceniona. Niestety sklepy, nawet te dla grubasek, nie miały odpowiedniej sukienki. Krawcowa jednak doskonale ją zrozumiała i stworzyła, piękną szmaragdowo – zieloną suknię ze złotymi ozdobami. W świetle materiał mienił się i był lekko połyskliwy. Znalazła do tej sukienki budy na obcasie… w zasadzie na koturnie, bo obcasy zwykle nie wytrzymywały takich obciążeń.

Wyglądała jak milion dolarów i tak się czuła. Sukienka idealnie leżała na jej wielkich gabarytach i w końcu nie opinała jej jak większość tych sklepowych. Wydawało się jej nawet, że krawcowa zostawiła trochę luzu dla swobodnego poruszania się albo obżerania na weselu!

Tremę miała ogromną, ale wszystko poszło jak z płatka. Trochę ukradła pannie młodej show, bo wszyscy goście zwrócili uwagę nie tyle na śliczną sukienkę, co na jej rozmiar i to, jak grubaska przetacza się przez kościół. Wesele jednak należało już do młodej pary, bo bez osoby towarzyszącej usadzono ją w miejscu dość odległym. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo usadzenie na uboczu sali sprawiło, iż dziewczyna miała niedaleko do szwedzkiego stołu i mogła dowolnie podjadać. Wiedziała, że i tak nikt nie poprosi jej do tańca, a sama tańczyć nie zamierzała. Jak to jednak w życiu wszelkie prognozy i oczekiwania okazały się błędne.

Kiedy nałożyła sobie kolejną porcję jedzenia i usiadła, by ją spałaszować usłyszała głośne wołanie (ze względu na muzykę) i ciepły, przyjemny dotyk na ramieniu. Jak to w życiu, wszelkie założenia i oczekiwania okazały się błedne:

-Czy mogę prosić panią do tańca – powiedział jakiś młodzieniec.

Spojrzała na niego z wielkim zdziwieniem. Był przystojny, zadbany, ładnie pachniał. Nie powalał urodą, ale nie można było mu zarzucić brzydoty, czy braku muskulatury. Jej serce zadrżało i poczuła jak drżą jej nogi.

-Ale jak to? Mnie? – zapytała.

-No, tak. Może da się pani namówić – powiedział uśmiechając się.

-Nie musi mnie pan przez grzeczność prosić do tańca – powiedziała wystraszona odruchowo próbując go zbyć. Chociaż… wcale tego nie chciała robić.

-Nie przez grzeczność. Marzę o tańcu z panią.

Nie miała wyjścia. Wstała za drugim „gibnięciem” i poszli tańczyć.

Nie była jakąś wybitną tancerką, ale jemu to nie przeszkadzało. Znała jakieś podstawowe kroki, więc sobie radziła. Chłopak był wyjątkowo delikatny i przyjemnie się do niej przytulał. Nie miał z resztą wyjścia, bo aby osiągnąć podstawową taneczną ramę, musiał to uczynić. Była duża, a przestrzeń, która zwykle jest między tancerzami, przekroczona była przez jej wielki brzuch kilkakrotnie.

Chłopaka zdziwiło to, jak przyjemnie się do niej przytula. Była bardzo miękka, a chłodna i śliska sukienka dodawała temu zjawisku uroku.

-Mam na imię Piotrek, a ty? – zapytał jako pierwszy próbując przejść na „ty”.

-Ania – odparła z onieśmielonym uśmiechem, co urzekło chłopaka – Nie przeszkadzają ci moje gabaryty – wypaliła.

-Piękne imię. Nie, nie przeszkadzają. Nawet… – zaczerwienił się mocno i popatrzył jej w oczy – Nawet mnie przyciągają.

Dziewczyna się zarumieniła. Miała ochotę jednocześnie uciekać i rzucić się na niego z pocałunkami. On jednak uczynił to, co powinien i przejął inicjatywę.

-Bardzo mi się podobasz i nie rozumiem, czemu cię to tak dziwi.

-Piotr, nie dziwi, ale to rzadkość. Zdajesz sobie sprawę z tego, że taki rozmiar nie pojawia się sam z siebie. Ja jestem obleśnym obżartuchem. – żaliła się dziewczyna zdając sobie sprawę, co on może pomyśleć. Chciała sobie oszczędzić późniejszych rozczarowań.

-Tylko nie nazywaj mnie zboczeńcem. Większość dziewczyn podobnych do ciebie tak mnie nazywa. To straszne. – żalił się chłopak.

-Nie nazwę cię tak…

-A to, że lubisz jeść zauważyłem. Podnieca mnie to – wszedł jej w słowo i wypalił szczerze, co zatrzymało jego wypowiedź w odruchu zażenowania.

-I wiesz, że nigdy chudsza nie będę. Raczej w drugą stronę. Chcesz się zadawać z taką osobą? – ciągnęła.

-Tak. Pomogę ci w tym niechudnięciu, więc jeśli się nie boisz to daj mi szansę i umówmy się.

Dała mu szansę. Przetańczyli prawie całe wesele. Dziewczyna jadła, ile się dało, a chłopak donosił jej wszelkie smakołyki. Rzeczywiście, bardzo się tym podniecał. Okazało się nawet, że mieszkają niedaleko siebie. Ania, bała się tego, ale wiedziała, że przy nim będzie rosła i dopnie w końcu swego.

Tak też się stało. Piotr opiekował się dziewczyną. Pomagał jej w biznesie i tuczeniu się. Po dwóch miesiącach ważyła już 240 kg, a zielona sukienka była ciasna. Na zimę, po świętach przekroczyła 280 kg i nie było mowy, by weselna suknia weszła na nią.

Dziewczyna z trudem wstawała z łóżka. W zasadzie nie miała potrzeby wychodzenia z domu. Kiedy jednak wychodziła robiła furorę. Jej całe ciało był tak duże, że falowało, kiedy przetaczała się z nogi na nogę. Czuła jak to wszystko pracuje i bardzo ją to podniecało. Bywało tak, że potrafiła dojść idąc. Musiała wtedy przystanąć i odpocząć. Chłopak tulił ją wtedy i obiecywał coś pysznego. Mówił jak bardzo ją kocha i jak jest z niej dumny. Ona zaś obiecywała mu trzysta kilo. Tyła jednak co raz wolniej, bo większa masa wymagała większej energii.

Kiedy przekroczyła 300 kg z trudem mieściła się w samochodzie, w drzwiach, na klatce schodowej, w windzie. Świat nie był dostosowany do takich rozmiarów. Uwielbiała jednak te momenty, kiedy okazywało się, że jest tak wielka, że gwałtowny ruch spowoduje utratę równowagi. Podniecało ją, że brzuch, uda i wielkie pośladki przelewają się z każdym ruchem. Czuła to. Masowały ją te fale wewnętrznie. Pragnę ciągle więcej.

Jakież było jej szczęście, gdy tak trudna do osiągnięcia granica była również kamieniem milowym w ich wspólnym życiu. Piotr oświadczył się jej. Planowali wziąć mały, cichy ślub. Tylko świadkowie i kapłan. Ważyła 320 kg kiedy dopięli swego.

Byli małżeństwem. W prezencie ślubnym dziewczyna wręczyła mu małą karteczkę. Piotr bardzo się zdziwił i wyciągnął z kieszeni coś bardzo podobnego. Wręczyli sobie najlepszy prezent, jaki mogli sobie ofiarować.

Kiedy dziewczyna przeczytała, co jest na karteczce zaczerwieniła się, a do jej oczu napłynęły łzy. On czytając prezent od niej zareagował podobnie. Pocałowali się namiętnie z prawdziwą miłością w sercach.

Na karteczce od niej dla niego było napisane: „Urosnę do minimum 500 kg dla Ciebie”. On jej napisał: „Utuczę Cię do minimum 500 kg”. Czy tak się stało? Czas pokaże. Jedno jest pewne: są szczęśliwi!

Jak łatwo jest tyć? Czyli moje własne doświadczenia!

Jako że prowadzę blog tematyczny – albo przynajmniej takie zapędy wykazuje – muszę dzisiaj napisać kilka słów o sobie. Inspiracją do tego artykułu są pewne opinie wygłaszane przez ludzi uważających się za grubych, którzy – w moich oczach – nie są nawet lekko krągli. Nie będę pisał o źródłach tych opinii, ale chwaliłem się tu i ówdzie i doszło do mnie trochę konstruktywnej krytyki, trochę bólu czterech liter i nawet kilka miłych, ciepłych słów na temat tekstów tu publikowanych.

Tycie to ciężka praca?

Najbardziej ludzi porusza właśnie to stwierdzenie. Może nie każdy rozumie, co mam na myśli, bo w końcu po ciąży, latach złej diety, czy w wyniku chorób lub zaburzeń hormonalnych tycie jest dość szybkie. Jak to więc jest?

Nie pisałbym o tym, gdybym sam nie praktykował pewnych zachowań. O swoim życiu prywatnym wiele – póki co – nie będę pisał, ale powiem jedno – próbowałem tyć. Kiedyś ćwiczyłem, bo chciałem być większy, później próbowałem przytyć celowo. Na dietach znałem się co nie co, bo w czasach, kiedy ćwiczyłem ustawiałem plany treningowe wraz z dietami na masę. Działały i koledzy przybierali na wadze, ale oczywiście mam tu na myśli masę mięśniową.

Postanowiłem przytyć – moja historia

Kiedy postanowiłem pójść na całość i przytyć, co było – jak w niektórych opowiadaniach i tekstach podkreślam – spełnieniem jakichś tam wewnętrznych potrzeb i uwolnieniem tego faceta, którym tak naprawdę jestem, okazało się, że nie jest to taka prosta sprawa.

Początkowo jednak, przy moim wzroście, wieku i masie startowej na początku szło jak z płatka. Z 90 kilogramowego, w miarę wysportowanego człowieka, urosłem do 124 kg.

Dieta była zrównoważona, ale ilość dostarczanej energii znacznie przekraczała moje potrzeby. Już samo sprowokowanie organizmu do tycia nie było proste, bo ilość jedzenia – jeśli nie było w nim kebabów, i „maków” tylko w miarę zdrowe potrawy – była ogromna. Nie jeden raz sama ilość żarcia sprawiała, że byłem wykończony na wieczór. Efekty były jednak bardzo przyjemne i do mojego maksimum nie miałem żadnych dolegliwości zdrowotnych spowodowanych nadwagą i szybkim tyciem.

Czy miałem jakieś dolegliwości z powodu tycia?

Raz miałem powikłania po antybiotyku i właśnie wtedy (przy wadze ok 102 kg) doświadczyłem tego, co większość ludzi z nadwagą doświadcza w przypadkach dolegliwości medycznych. Lekarz twierdził, że to przez masę ciała (a ledwo podrosłem!)! Lekarz w szpitalu! Rodzinna doktorka popatrzyła na wyniki, dała suplement diety i po 2 dniach problemy zdrowotne się skończyły. Aż do dzisiaj nie wróciły!

I tu od razu polecam każdemu, kto zastanawia się, czy warto pójść na całość i przytyć. Warto! Pod warunkiem, że zrobi to z głową i przygotuje się sobie na wyrost garderobę. Ciała powiększają się w sposób bardzo dziwny i często jest tak, że sweter przestaje pasować z dnia na dzień, choć przez dwa tygodnie wcześniej nie było żadnych postępów! Może mi się wydaje, ale jedno jest pewne: garderoby w większych rozmiarach szukajcie na wyrost! Niech ona będzie celem samym w sobie!

Wracając do tematu, dlaczego tycie to ciężka praca?

Większość osób słysząc takie stwierdzenie, czy tezę, oponuje i mówi, że w takim razie wszyscy z nadwagą są ciężko pracujący, że na świecie pełno pracusiów itd.

Tylko, że ja niektórych z tych osób nie określiłbym nawet mianem plus size. Normalne osoby, które ważą tyle, co powinni albo ciut więcej wg wyśrubowanego wskaźnika BMI, który wielu cech ludzkiej anatomii nie uwzględnia myślą, że są grube… a tak nie jest!

W moim przypadku doszedłem do 120-125 kg. Chciałem więcej, ale samym jedzeniem i posiłkami nie byłem w stanie utrzymać zdrowej diety. Kusiłem się co raz częściej na fast – foody i suplementy wysokokaloryczne wspomagające tycie. Tu jednak wydatki były zbyt wielkie i musiałem dać sobie spokój z tyciem. Liczyłem, że moja masa ciała utrzyma się na poziomie ok 120 kg i kiedy inne życiowe wydatki odejdą w zapomnienie, wystartuję z tego poziomu. Nic bardziej mylnego.

Waga spadła do ok 105 kg i w zależności od pory roku i tendencji dietowej wahała się od 100 do 112 kg. Oczywiście nie tuczyłem się specjalnie, ale też nie hamowałem się z jedzeniem. Nic to nie dało. Mimo dużych ilości jedzenia, słodyczy, podjadania i okazjonalnie śmieciowego jedzenia, nawet nie zbliżyłem się do mojego maksimum 125 kg.

Przytyłem celowo – wnioski

Wniosek jest taki, że będąc zdrowym, mało aktywnym fizycznie facetem, który je wszystko i trochę więcej, bo po prostu lubi jedzenie, nie udało mi się przekroczyć pewnej granicy wagi. Organizm osiągnął równowagę i średnie zapotrzebowanie na kalorie i średnie ich zużycie zaczęły się równoważyć. Nawet gdybym kontynuował jakieś duże obżeranie się – na tyle, na ile czas pozwoli – nie rozrósłbym się zbyt szybko do większych wartości.

Każdy człowiek ma takie granice, dlatego uważam, że tycie to ciężka praca. PONAD TE GRANICE! Chcąc zrobić to mądrze i w miarę zauważalnie, i szybko (by to bawiło i cieszyło!), należy nieźle się natrudzić. Wciąż nie uważam siebie za grubego. Wyglądam na dużego „chłopa”, ale brzuszek ledwo wystaje. Będę próbował ostrożnie pójść dalej, ale do tego są potrzebne już wspomagacze.

Wracam do celowego tycia

I właśnie dlatego o tym wszystkim piszę. Ostatnio wracam do rozrastania się i startuję z masy 115 kg (pomiar od tej wartości). Chcę chociaż trochę przekroczyć dawną barierę, a dalej zobaczymy, co się stanie.

Niemniej jednak zacząłem robić sobie gainery w blenderze. Oprócz wysokokalorycznej diety, popijam wysokokaloryczne, owocowo – warzywne drinki na bazie mleka i tłuszczy roślinnych. Są pyszne, ale ich sycące właściwości trzeba pokonać. To trudne i wymaga czasu.

Pracując i udzielając się społecznie, nie jestem nieraz w stanie ukończyć takiej ilości jedzenia. Żołądek też ma swoje granice i pomimo niezłego „spustu”, nieraz moje zapotrzebowanie kaloryczne do podtrzymania wagi na jednakowym poziomie jest trudne do osiągnięcia. Nie wspominając już o nadwyżce potrzebnej, by przytyć.

Będę zdawał relacje z postępów co jakiś czas i sprawdzę, czy nadwaga spowoduje jakiekolwiek dolegliwości. Od ponad 5-ciu lat mam ową nadwagę spowodowaną tym wszystkim, co wyżej opisałem i nic mi z jej powodu nie było. Wręcz przeciwnie – w końcu jestem sobą i jestem z moim ciałem szczęśliwy i pewny siebie! Polecam!

Chcę być gruba – co ze mną nie tak?

Całe życie uczą Cię, że trzeba być szczupłym, wysportowanym, a nawet jak jest inaczej, to trzeba walczyć ciągle ze „zbędnymi” kilogramami i robić wszystko, by się ich pozbyć. Wmawiają Ci, że gruby równa się brzydki i niezdrowy, uczą Cię piętnowania otyłości, nadwagi, a nawet obżarstwa. Gloryfikują przy tym ludzi, którzy zrzucili masę kilogramów, mamią Cię życiodajnymi profitami tego procesu i – znowu – wmawiają, że ludzie chudzi i Ci co schudli są szczęśliwi. W pewnych przypadkach tak jest, ale wszystko siedzi w umyśle.

Chciałabym być gruba, ale się boję?

Ty z kolei nie rozumiesz powyższego. Pomimo „oczywistych” oczywistości nt. nadwagi i całej tej w/w „wiedzy”, Ty ciągle czujesz się źle w swoim ciele albo przynajmniej czegoś Ci brakuje. Patrzysz na krągłe kobiety i czujesz nutę zazdrości, ale boisz się tego, co właśnie dzieje się w Twojej głowie. Chciałabyś jeść więcej i bardziej swobodnie, a wizja roztycia się lub chociaż przybrania kilku kilo jest dziwnie kusząca, podniecająca albo chociaż ciekawa. Zastanawiasz się, co z Tobą jest nie tak i dlaczego wszyscy chcą chudnąć, ale nie Ty? Czy to normalne?

Wydaję się sobie za chuda. Boję się przytyć. Co robić?

Znalezione na jednym z blogów. Różnica kolosalna.

Okazuje się, że masę jest kobiet (i jeszcze więcej mężczyzn), które chcą przytyć, lubią swoje krągłości lub o nich marzą albo takich, które chciałyby jeść wszystko i oddawać się hedonistycznej przyjemności jedzenia nie bacząc na konsekwencje. W takim momencie przeszkadzają jednak stereotypy, które w wielu takich przypadkach blokują ludzi przed byciem tym, kim naprawdę są.

W takim przypadku czujesz się pewnie ograniczona, stłamszona i popadasz w depresję albo przynajmniej masz zbyt wiele wewnętrznych konfliktów – czujesz się rozdarta. To zrozumiałe. Nie możesz być sobą, a to jest jak więzienie.

W Polsce niestety ciągle tycie jest tematem tabu. Tak samo jak LGBT. Inne społeczeństwa są nieco bardziej otwarte i bardziej szanują odmienność drugiej osoby. W Stanach Zjednoczonych – dla przykładu – mało kto przejmuje się tym, co mówią inni. Każdy ma poczucie własnej wartości tamże i zdaje sobie sprawę, że inni mogą być inni. Tam prędzej za obrażanie kogoś, zwłaszcza damy, że jest gruby czy otyły prędzej oberwiesz w ryj od osób postronnych, niż cokolwiek wskórasz. Owszem tam też namawia się do chudnięcia i tzw. „zdrowego trybu życia”, ale przypadki traktowania i wytykania palcami nadwagi są rzadkością.

Portale społecznościowe dla tyjących i/lub puszystych

Modelka nazywająca się Curvy Kitten. Ciekawe, czy ona też myślała kiedyś tak jak Ty?

Wręcz przeciwnie. Społeczność federystyczna i osób lubiących krągłości, czy nawet coś dużo większego, jest bardzo silna. Modelki z gatunku BBW prześcigają się w sesjach zdjęciowych i kilogramach, które przybrały i całkiem nieźle z tego żyją. Przynajmniej te najbardziej popularne…

Panie chwalą się swoimi dokonaniami na blogach (np. tumblr), czy na Twitterze. Na Curvage.org można spotkać modelki albo zwykłe dziewczyny, które nie wstydzą się być olbrzymkami wzdłuż i wszerz albo takie, które są na początku drogi i właśnie odkrywają, iż można jednak być sobą. To takie dziewczyny jak Ty! Myślały niegdyś, że coś z nimi nie tak, aż odkryły coś, co pokierowało je dalej i otworzyło umysły.

Na portalu Feabie.com również można nieco zabawić. Jest tam masa ludzi z Polski i całego świata. Pomijając relacje personalne, można tam przejrzeć na oczy. Feedersi, gainersi, Fat Admirerzy i każdy typo osobowości związanej z czymś innym niż chudość. Tysiące osób takich jak Ty i ja.

Czy w Polsce istnieją takie społeczności? Owszem, ale większość tych puszystych kobiet ciągle określa się mianem „gruba”, choć w rzeczywistości na zdjęciach widać normalne, szczupłe kobiety choć rzeczywiście – bez anoreksji! Moim zdaniem Polacy jeszcze nie dojrzeli do poziomu i wielkości ciał w stylu amerykańskim, choć niewątpliwie takie pragnienia i zapędy są. Nawet na portalach tego typu, wśród ludzi deklarujących pozytywne podejście do krągłości feeder czy gainerka może nie znaleźć poparcia deklarując od razu swoje poglądy. Twoim zadaniem więc jest edukować i przyzwyczajać otoczenie do ludzi takich jak my – chcących być sobą i otwarcie o tym mówić!

Idź na całość – bądź sobą!

Nie ma nic gorszego niż ograniczanie siebie z powodu tego, co mogą pomyśleć inni. Idź więc na całość, ale zrób to mądrze. Niech dieta nie zdewastuje Twojego zdrowia. Jeśli zadbasz o zdrowe tycie, na pewno nie pożałujesz. Większość osób takich jak Ty, twierdzi, że warto zrealizować swoje najskrytsze pragnienia. To zmienia życie, podnieca i daje poczucie spełnienia i szczęścia. Jeśli tylko masz na tyle odwagi…

Cukiernik – opowiadanie, r. VIII

Rozdział VIII

Trzy cyfry

Zaczęło się. Ludzie w pracy zaczęli zwracać na nią uwagę. Kiedy jej ciało się zaokrągliło zaczęła odczuwać te „dyskretne” spojrzenia. Pojawiały się podszepty, ale – z racji tego, że uwydatniły się jej kobiece kształty i walory – pojawiało się sporo uwag o tym, że promienieje i wygląda jakoś ładniej.

Wyglądała ładniej, bo nie była już tak kanciasta jak kiedyś. Biodra zrobiły się szersze, pośladki bardziej jędrne a owal twarzy nabrał minimalnie nowych proporcji, co podkreślało jej uśmiech i idealnie komponowało się z długimi, falowanymi, blond włosami. Oczywiście nie zdążyła wymienić garderoby – no, może prócz spodni – więc np. biustonosze stały się lekko ciasne. Piersi wyglądały więc na dużo większe i przyjemnie dla oglądających falowały podczas chodzenia.

Myślała o odejściu z pracy, bo tyła dość szybko, ale „pech” chciał, że właśnie wtedy awansowała. Nie miała już zespołu, ale odpowiadała za inne projekty i mogła więcej pracować zdalnie. Zmniejszyły się jej kontakty z ludźmi, których już znała, więc mniej obawiała się podszeptów i niepotrzebnych pytań czy uwag na temat jej wagi.

Jej partner, cukiernik, dbał o nią bardzo. Dietę miała tuczącą, ale w miarę zdrową. Do pracy dostawała dużo paczuszek z jedzeniem i była traktowana jak kulturysta na diecie na przyrost masy. Ryż, kurczak, kaloryczne warzywa i owoce, białkowe i inne szejki na masę, odżywki witaminowe. Sama zauważyła, że od przejścia na dietę jej włosy stały się bardziej lśniące, nabrała energii i zaczęła patrzeć na życie z większym optymizmem, a do zadań podchodzić z zapałem.

Napady ekstremalnego obżarstwa zdarzały się dość często i poprzedzały zwykle ostre zbliżenia w zasadzie będąc ich integralną częścią. Jej wysoko kaloryczna dieta i dodatkowy szał jedzenia połączonego z erotyką sprawiały, iż rosła niemalże w oczach.

Zarabiała bardzo dobrze. Miała więcej pieniędzy, niż mogła sobie wymarzyć, więc – póki co – zakup nowej garderoby nie był problemem, chociaż im większy rozmiar, tym trudniej było znaleźć dobre i ładne ubrania. Jeansy – bo te nosiła najczęściej – wymieniała średnio co dwa tygodnie. Kupowała spodnie w rozmiarze idealnym lub lekko luźnym. Po tygodniu robiły się ciasne, a po dwóch jej fałdki wyraźnie się zaczynały z nich wylewać. Trzeciego tygodnia nie było mowy, o założeniu ich na siebie.

Z siedemdziesięciu kilogramów początkowej wagi po kilu miesiącach przekroczyła setkę. Była to nie tylko psychologiczna bariera, ale wg chłopaka wielkie osiągnięcie. Zdała sobie sprawę, iż może się nazywać grubą. Choć jeszcze była w stanie to ukrywać, to jej ciało było wyraźnie miękkie i pulchne. Piersi urosły, brzuch lekko wystawał i robił się okrągły. Uda prócz cellulitu stały się o wiele większe niż wcześniej, a biodra… jak mówił chłopak – prawdziwy majstersztyk. Jej sylwetka była w połowie jabłkiem, a w połowie gruszką.

U tzw. jabłek podczas tycia rośnie brzuch i piersi, a u gruszek – uda i pośladki. U niej wszystko powiększało się równomiernie. Działo się tak zapewne za sprawą szybkiego przybierania na wadze i agresywnie, ale mądrze zbilansowanej diecie.

Kiedy przekroczyła wagę stu kilogramów czuła się dziwnie. Wróciło dawne przerażenie, ale również czuła ogromną radość. Chłopak wielokrotnie mówił o tej granicy podczas ich uniesień, więc wiedziała, jak bardzo będzie się cieszył. Wiedziała, że będzie z niej dumny i wiedziała, że na tym się nie skończy. Czuła ogromny strach, trochę wstydu, tremę i podniecenie…

Kiedy dotykała brzucha czuła jego miękkość. Pamiętała jeszcze wpajane jej przez całe życie stereotypowe ideały, więc momentami czuła się bardzo z tego powodu niepewnie. Jednak miękkość brzucha wyraźnie ją podniecała. Chłopak – z resztą – też lubił pieścić jej brzuch. Podniecał się jak szalony, kiedy mógł go ściskać gładzić albo kiedy dziewczyna mdlała z przejedzenia, a on czuł jak bardzo jest wypchana od środka.

Normalny człowiek, nawet po dużym obżarstwie, nie jest w stanie okazać komuś takich symptomów. Do tego potrzebny był ostry trening, który ona rozpoczęła sama, a który dokończył chłopak. Cukiernik dbał, by za każdym szałem objadania się, dziewczyna zjadała trochę więcej. I tak doszła do takiej „wprawy”, że ilość jedzenia z pierwszego jej obżarstwa, jakie miało miejsce na tym mieszkaniu, nie robiła już na niej większego wrażenia. Poddała się tuczeniu całkowicie, a efekty widać było gołym okiem.

Zaczęli robić zdjęcia. Przy białej, jednolitej ścianie, by widzieć postępy. Różne pozy, ale za każdym razem te same. Tydzień w tydzień sesja zdjęciowa w tych samych, luźnych ubraniach, bieliźnie i nago. Nie wiedzieć kiedy, dziewczyna rozpoczęła karierę modelki, ale nie takie od ubrań „plus size”, lecz takiej, która relacjonuje swoje postępy w tyciu. Zaczynały się pierwsze z tego tytułu zarobki i już na początku nie były to małe pieniądze. W końcu nie subskrybował jej strony tylko internet w jej kraju, ale losowi ludzie z całego świata!

Trzycyfrowa waga wymagała specjalnego święta. Chłopak już wiedział, co ją czeka. Ona jeszcze nie!

Rozdział VII – Rozdział IX

Czy GRUBA oznacza ZANIEDBANA?

Takimi stereotypami operują media na całym świecie. To, że ktoś utył, zrównuje się ze skrajnym zaniedbaniem, złą dietą, czy chorobami. O tyle, o ile duży facet chociaż czasami uznawany jest za bardziej męskiego, tak pulchna, czy nawet otyła kobieta napotyka na szereg problemów, a nawet agresji ze strony ludzi szczupłych.

Krzywdzące stereotypy piękna

Często dziwi ludzi, jak gruba dziewczyna może być szczęśliwa! Niepojęty bywa fakt, że ktoś się umawia z grubaską, bo większość wtedy myśli „on musi ją naprawdę kochać”. Jak mężczyzna oznajmi, że woli grube dziewczyny, to nazywa się go zboczeńcem, zwyrodnialcem i jest to większe tabu i większy powód do ukrywania się niż bycie homoseksualistą. Czy nasze społeczeństwo jest aż tak zacofane i niedojrzałe?

Gruba dziewczyna kocha bardziej!

Jak poprawić swoje krągłości! Niektórzy mają na to alternatywne sposoby! Powyższa pani na początku swojej przygody!

Okazuje się, że pulchne osoby, jeśli tylko wyzbędą się kompleksów i wyjdą z ukrycia, mają nawet większe szanse znaleźć sobie partnera, który doceni ich ciało, jego jędrność i każdą krągłość. Co więcej najczęściej okazuje się, że partner o takich upodobaniach daje większą swobodę niż wielbiciel „chudego piękna”.

Ktoś, kto ugania się za typowymi laskami widząc, że jego dziewczyna tyje, może stracić nią zainteresowanie. Choćby bardzo ją kochał, będzie – przynajmniej wewnętrznie – niezadowolony. Motywowanie kobiety, która z powodu np. macierzyńskiego przybrała na wadze do ciągłego zrzucania zbędnych kilogramów może prowadzić do kłótni w związku, depresji i wielkiego z siebie niezadowolenia. A to rodzi stereotypy i krzywdzące, sfrustrowane opinie!

Gruba kobieta ma u swojego wielbiciela krągłości swobodę. Może tyć, może nie tyć. Obie opcje zadowalające pod warunkiem, że pozostanie niechuda!

Bycie puszystym to nie zaniedbanie!

Niektóre kobiety wolą trochę więcej ciała i czują się z tym lepiej! Powyższy przykład to dziewczyna, która pół życia walczyła, by spełnić stereotypowe oczekiwania, aż postanowiła być taką, jaką ona chce być. Teraz jest pulchna i szczęśliwa. Rośnie dalej i znalazła sobie faceta!

Jakże mnie irytuje pogląd mówiący, iż gruba dziewczyna czy facet „się zaniedbał”! Nic bardziej mylnego. Owszem są osoby tak zniszczone opiniami innych, że zwyczajnie nie zależy im na niczym. Poziom zwątpienia i zdołowania jest tak wielki, że ludzie ci nie widzą sensu w dbaniu o siebie, bo po co… świat i tak ich zjedzie za to, że są grubi!

Kobiety (mężczyźni też), które przejrzały na oczy – często za sprawą blogów takich jak ten – dbają o siebie nawet mocniej niż typowe chude „laski”. Niektórzy nawet celowo utrzymują swoje krągłości, a zdarzają się przypadki, że kobieta celowo się tuczy, bo chce być duża. Takie ma upodobania, jest zdrowa i wysoka masa ciała nie powoduje u niej chorób.

Wystarczy wejść na portale, na których osoby o takich upodobaniach się gromadzą, by nieco wyjść z ukrycia. Kruszynka, czy Feabie to twarde dowody na to, że można się podobać mając kilka, kilkanaście, a nawet kilkaset kilo „za dużo”. A może to „za dużo” to nie za dużo tylko właśnie tyle, ile trzeba?

Tycie to ciężka praca

Typowy przypadek. Wyleczenie się z kompleksów i akceptacja dodały sporo
kilogramów, ale też mnóstwo szczęścia i adoratorów.
Idealny dowód na to, że mniej nie znaczy lepiej!

Zawsze to powtarzam. Aby przytyć dość szybko, zdrowo i ładnie, należy się nieźle nagimnastykować. Tyczy się to zwłaszcza mężczyzn, bo mają oni większe zapotrzebowanie kaloryczne. Aby zapas tłuszczu się dobrze rozkładał i wyglądał seksownie i jędrnie należy do procesu tycia dołączyć trening mięśniowy. To już nie jest takie proste.

Z mojego researchu (a temat ten badam od prawie 20 lat!) wynika, że przez samo bycie łasuchem nie da się przytyć powyżej pewnej granicy. Podjadanie, tzw. złe nawyki żywieniowe albo po prostu nieprzejmowanie się dietą nie utuczą nikogo powyżej 100 – 120 kg. Wiemy z autopsji, że po świecie chodzą miliony osób, które przekraczają te wartości nawet o drugie tyle!

Jeśli nie tuczymy się celowo, nasz organizm wraz ze wzrostem masy ciała zwiększa zapotrzebowanie kaloryczne. Większa masa do poruszania i utrzymania przy życiu równa się większym potrzebom energetycznym. Aby więc stale tyć, należy stale zwiększać ilość pożywienia i dostarczanych z nim kalorii, aby organizm miał ciągły zapas do odkładania w postaci tkanki tłuszczowej.

Zatem jeśli nie dbamy o to celowo, z największym prawdopodobieństwem osiągniemy równowagę i zatrzymamy się na jakiejś konkretnej masie ciała, która będzie najwyżej oscylować w granicach 5 kg. W zależności od wzrostu będzie to zapewne tyle, ile podałem dwa akapity wyżej!

Osoby otyłe zadbały o siebie właśnie w ten sposób!

Modelka Cherries. Znana w świecie federystycznym osoba.
Po osiągnięciu pełnoletniości zaczęła się udzielać jako tyjąca modelka.
Przytyła do znacznych rozmiarów udowadniając, iż więcej znaczy lepiej.
Jej stan zdrowia się nie zmienił.

Brzmi to zapewne dla niektórych bardzo szokująco i dziwnie. Prawda jest jednak taka, że aby przytyć powyżej 140 kg masy ciała, należy się sporo nad tym napracować. Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że większość osób przekraczających tę wagę osiągnęło ją celowo przy założeniu, że są to osoby całkowicie zdrowe.

W internecie wiele jest przykładów osób, które przekraczają nawet wagę 200 kg! Każda z nich robi to celowo i w sposób kontrolowany. Nie mówi się o tym na co dzień, ale spotykając potężną, otyłą kobietę, możesz mieć do czynienia z osobą, która chce taka być. Uszanuj to. Po prostu. Kosztowało ją to na pewno wiele wyrzeczeń i sporo pracy!

A fotografie dołączone do tego artykułu pochodzą z różnych źródeł i są to niestylizowane obrazy. Naturalne zamieszczane przez ludzi, którzy chcieli tyć i się tym pochwalić lub zrobione przez ich fanów! Co więcej niektóre dziewczyny sporo zarabiają na relacji z tuczenia się, ale o tym w odrębnym artykule!

Cukiernik – opowiadanie, r. VII

Rozdział VII

Kolejny etap

Kolejny wieczór nie zapowiadał jakichś większych schadzek, randek, ani miłosnych uniesień. Chłopak jednak miał plan. Sam nie wiedział skąd w jego głowie pojawiają się kolejne inwencje na temat obżarstwa ze swoją nową ukochaną, ale miał już sporo pomysłów.

Wiedział natomiast na pewno, że pragnie, by ona rosła i jadła co raz więcej. Odkrył cel w swoim życiu i niczego innego już nie pragnął. Nirwana była blisko. Osiągnęli ją obydwoje poprzedniej nocy i zapewne osiągną i tej. Może nawet bardziej.

Zadzwonił do dziewczyny z pytaniem, czy by mu nie pomogła, bo skoro tak lubi jeść, to może zdegustuje nowe ciastka i inne słodycze. Zgodziła się bez wahania, bo co miała do stracenia. Jej ukochany panował nad jej ciałem, z resztą sama mu je oddała. Nie musiała się prężyć i pocić na siłowni, by zadowolić cały świat swoim wyglądem. Mogła teraz sama zadowolić siebie i nie zamierzała przestawać. Może to było potężne zauroczenie, może hormony, a może wielka miłość? Nie istotne! Ważne, że zmienił się jej światopogląd i życiowe priorytety.

W zasadzie zawsze patrzyła na grube kobiety z nutą zazdrości i zastanawiała się, jak one mogą być szczęśliwe. Zawsze chciała, tak jak one, móc nie przejmować się swoim wyglądem i pofolgować sobie trochę z jedzeniem. Wiedziała, że prędzej czy później utyje, skoro ma tak dziwne fetysze i podniety, ale nie wiedziała, że można być z tego powodu szczęśliwym.

W przeciągu jednej doby dotarło do niej, że ów grube i szczęśliwe koleżanki, nie były zaniedbane, a ich nadwaga nie wynikała z braku troski o ciało. Wręcz przeciwnie. Żeby utrzymać dużą masę ciała potrzeba albo dobrych genów, albo sporego wysiłku, a żeby stać się naprawdę wielkim, otyłym człowiekiem, trzeba się nieźle i celowo napocić. Przez zwykłe podjadanie i złe nawyki żywieniowe zdrowa osoba nie jest przecież w stanie utyć w kilka lat do np. trzystu kilogramów. To fizycznie nie możliwe! Potrzeba na to masy jedzenia, masy pieniędzy i jeszcze więcej czasu i samozaparcia!

Zrozumiała to, a myśl, że mogłaby aż tyle ważyć trochę ją przerażała. Ale to przerażenie było podniecające, jak dzień przed wielką wyprawą w nieznane. Wiadomo, że będzie cudownie, wiadomo, że spełnią się marzenia, ale także wiadomo, iż stać się może wszystko! Ten dreszczyk emocji i wielka niewiadoma napędza wielu ludzi…

Chłopak przybył do dziewczyny z kilkoma tackami ciastek. Wyszedł jednak szybko i wrócił z kolejnymi. Po kilku takich kursach do furgonetki cukiernianej nie było w mieszkaniu wolnego blatu i tak jakby zrobiło się ciaśniej.

Podał dziewczynie po jednym, sporym kawałku każdego wypieku i kazał oceniać jakość, smak i inne parametry. Podawał tak bez końca, a ona zrozumiała, co się stało! To był podstęp! Pomoc w ocenie ciast i tortów była tylko pretekstem do podania jej ogromnej ilości kalorii. Nie obyło się bez fast-foodów i pizzy pomiędzy słodyczami. Zanim jednak dziewczyna doszła do szczytu wytrzymałości, on oznajmił:

-Wiesz, zostaję u ciebie na weekend. Dopilnuję, abyś ani na chwilę nie była mniej przejedzona niż wczoraj. – powiedział, po czym ona odparła:

-Zostań na zawsze! – i prawie doznała uniesienia!

Wiedzieli już wtedy, że są sobie pisani. Przez trzy dni trzymał ją wypchaną po gardło. Momentami błagała nawet o litość, ale on jej nie miał. Dawał jej tylko odpocząć lub zdrzemnąć się, kiedy sam przysnął lub był wyczerpany. To jednak za krótko, by żołądek strawił taką ilość jedzenia i popchnął ją dalej, dlatego brzuch dziewczyny był cały czas okrągły i twardy. Sceny seksu przeplatały się z konaniem dziewczyny z powodu przejedzenia. On jednak dbał, by nie zwymiotowała i czuła się dobrze! Nie chciał jej zrobić krzywdy, choć obydwoje ponosiły emocje i momentami do urazów fizycznych było blisko…

W poniedziałek żadne spodnie na nią nie pasowały, a na udach pojawił się cellulit. Pośladki wyraźnie spuchły, piersi stały się bardziej jędrne. Ciężko powiedzieć, czy na brzuchu powiększyły się fałdki, bo ciągle był wypchany po brzegi. Dziewczyna jednym słowem nie miała jak pójść do pracy i znowu musiała wziąć dzień wolny. Praca zaczynała jej przeszkadzać w tuczeniu się, a tuczenie zaczynało zagrażać pracy… trzeba było z tym coś zrobić. Tylko co?

Rozdział VIRozdział VIII

Cukiernik – opowiadanie, r. VI

Rozdział VI

Eksplozja

Oboje dygotali z podniecenie. Jednak przejście do rzeczy – choć możliwe – wydawało się marnotrawieniem potencjału tej pary. Kiedy zdali sobie sprawę z tego, że seks to nie jest pierwsza ich potrzeba hamulce puściły. Dziewczyna odezwała się pierwsza:

-Co cię tak podnieciło?

-Ty!

-A co dokładnie – dociekała!

-Boję się, że uciekniesz, jak ci powiem – odpowiedział ponętnie chłopak.

-Lubisz patrzeć jak jem? – zapytała, a on przytaknął skinieniem głowy – Chcesz zobaczyć, ile jestem w stanie zjeść? – spytała drżącym głosem, pełna podniecenia, ale z obawą, że on ją wyśmieje albo ucieknie przerażony…

-Chcę… bardzo – mówił drącym głosem

Wyciągnęła ciastka z cukierni „Kruszynka”, co sprawiło wyraźną przyjemność chłopakowi. Była to reszta słodkości, ale miała wystarczyć, zanim przyjdzie dostawca z pizzą… z dużą ilością pizzy.

Kiedy ona jadła, chłopak robił kanapki, tosty i inne smakołyki, które dawały się przygotować z domowych zapasów. Nazbierało się tego sporo i pewnie wystarczyłoby tych przekąsek dla kilku osób. Ona jednak się tym nie przejmowała, bo przecież zaczynał ją karmić przystojniak, o którym marzyła od jakiegoś czasu. Spełniły się w zasadzie jej najskrytsze sny. Wiedziała już, że nie ma odwrotu. To było zbyt przerażajace, zbyt ponętne, zbyt satysfakcjonujące, zbyt podniecające, by przestać.

Kiedy wcisnął jej pierwszą kanapkę, zmienił się jej wzrok. Z osoby władczej, z kierownika zespołu programistów bankowych, z pewnej siebie, wysportowanej blondynki, zmieniła się w potulnego misia, który z miłością w oczach zjada wszystko, co pańska ręka podsunie.

Przy drugiej kanapce, chłopak zaczął ją pospieszać i karcić za zbyt wolne jedzenie. Przyspieszyła tempa i poczuła się taka malutka, taka opanowana, taka bezpieczna i owładnięta jego mocą. To było dziwne uczucie, ale poddała mu się całkowicie.

Przekąski skończyły się szybko. Chłopak czule pochwalił dziewczynę za zjedzenie wszystkie, co kazał jej zjeść. Na jej twarzy pojawił się natychmiast uśmiech i wyraz zadowolenia z pochwały.

-Najadłaś się? – spytał.

-Chcę jeszcze! – kusiła.

-Nie zrobię ci krzywdy? – troszczył się o swoją zdobycz.

-Nie wiem, chcę jeszcze! – ciągnęła, a on dotknął jej brzucha.

-Jest nie duży i jeszcze miękki – skwitował chłopak.

Całowali się i pieścili, kiedy doręczyciel przyniósł pierwszych pięć pudełek pizzy z szóstym gratisowym. Komentował coś o dużej imprezie z dopiskiem „znowu”, co dało chłopakowi do myślenia, dzięki czemu wiedział już, że to nie pierwszy taki „występek” dziewczyny. Przekonało go to, że dobrze trafił…

To co działo się później przypominało orgię tyle, że było tam ciągle dwie osoby. Jednak trzecim obiektem pożądania, afrodyzjakiem i narkotykiem było jedzenie. Dziewczyna była karmiona i pieszczona przez chłopaka, który podniecił ją tak bardzo, że straciła nad sobą panowanie i jadła tak, jakby była sama.

Z początku go to przeraziło, ale pomógł dziewczynie skończyć pierwszą, drugą i wreszcie szóstą pizze. Była przejedzona. Pot pojawił się na jej czole, kiedy kończyła ostatnie kęsy, ale dostawca przyniósł kilka zestawów fast-food. Były tam hamburgery (koło dziesięciu), trzy wrapy, masa frytek, dwa waniliowe szejki… Kiedy zjadła to wszystko i wlewał w nią końcówkę szejka, dziewczyna wyglądała jakby była w ciąży. Skóra na brzuchu była napięta, spodni już dawno na sobie nie miała.

Na to wszystko doszedł do nich pan z kebabami. Pięć dużych zawiniątek z łagodnym sosem i kola. Błagała o litość. Prosiła, by przestał, ale on nie mógł. Ona też była mu poddana i mimo, iż od czasu do czasu odwracała głowę w odruchu obronnym, to po chwili poddawała mu się i jadła. Co raz wolniej, ale jadła. Im bardziej nie była w stanie przełykać, tym większą przyjemność sprawiała chłopakowi. Nigdy jeszcze nie czuł takiej satysfakcji.

Na koniec kazał jej popić. To był błąd. Była tak pełna, że lekkie czknięcie spowodowało cofnięcie się resztek jedzenia, które spadły na jej piersi i brzuch. Nie zwyiotowała, ale była tak przepakowana, że najmniejszy ruch mógł to spowodować.

-Krople antywymiotne – wybełkotała.

-Nie mam, kochanie!

-Tam stoją… – pokazała palcem na szufladę – Dostałam niedawno od lekarza…

-Jadłaś już tyle wczesniej? – dociekał chłopak.

-Nie, aż tyle nie, ale dużo za dużo…

Cukiernik wiedział już, że trafił na kobietę idealną. Podał jej krople przeciwwymiotne i jakieś ziółka na trawienie, po czym oczyścił jej ciało i wmusił resztę kebabów. Następnie całował jej ciało. Każdy milimetr, a brzuch wypieścił potrójnie. Był twardy i wypchany. Wydawał z siebie złowrogie pomruki.

Miłosne uniesienia trwały całą noc. Jadła jeszcze trochę. Nie wypuścił jej również do pracy bez śniadania. Bardzo obfitego śniadania i pieszczot. Ona jednak nie poszła do pracy. Wszyscy widzieliby, że coś stało się z jej brzuchem. Została w domu i pieściła się po swoim przejedzonym „balonie” podjadając od czasu do czasu.

Była zmęczona. Przejadanie się i seks wykańczają. Bardzo wykańczają, zatem spała dość dużo, a w między czasie podjadała. Na wieczór nie było prawie widać śladów obżarstwa, ale chłopak planował mały, seksowny podstęp na kolejny wieczór…

Rozdział VRozdział VII

Cukiernik – opowiadanie, r. V

Rozdział V

Randka

Rozmawiali, jakby znali się od urodzenia! To był strzał w dziesiątkę – oboje tak myśleli, choć ciągle mieli obawy o to, jak druga strona zareaguje na ich upodobania i dziwactwa. Nic jednak nie stało na przeszkodzie, aby zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę. Lepiej mieć i stracić wiedząc, że nic z tego nie wyjdzie, niż do końca życia zastanawiać się, co by było gdyby…

Na randce – co oczywiste – jedzenia nie brakowało. Ona próbowała jeść jak najwięcej, ale niepostrzeżenie, a on próbował sprawić, by jak najwięcej dać jej do zjedzenia. Bardzo go to podniecało i sam nie wiedział, dlaczego to robi. Taki wyzwoliła w nim instynkt. Ona zaś posłuszna jak baranek wsuwała wszystko, co on jej podsunął. Na koniec randki wzdychała, że chyba za dużo zjadła:

-Och, chyba się przejadłam… Ale wstyd! Pewnie nie będziesz chciał ze mną już więcej rozmawiać – kokietowała.

-Wręcz przeciwnie – powiedział lakonicznie dodając do tego szelmowski uśmiech.

-Lubisz obleśne laski, które kuszą, a potem zamieniają się w obżartuchy i tyją do rozmiaru chorego pasztetu? – zapytała żartobliwie, ale z nutą obawy w głosie.

-Nie nazwałbym tego tak. Wolę, żebyś była sobą. Wiesz… – ciągnął – jak lubisz jeść dużo, to przy mnie nie musisz się kryć. Zresztą słodyczy nigdy ci nie braknie przy mnie!

-Ach tak. Każda dziewczyna lubi jeść – mówiła z wielką tremą nie wiedząc, czy to aby nie za szybko, aby się przed nim otwierać – ale nie każda chce być gruba. Nie chciałabym ci przynieść wstydu.

-Nie przyniesiesz. Jedzenie to radość, przyjemność idt. Konsekwencje mnie nie obchodzą. Będę dumny, jeśli moje ciastka i nie tylko tak bardzo ci posmakują, że przytyjesz – próbował obrócić to w żart, jednak ona nie odpuszczała. Taka już była: i w pracy, i w życiu musiała wiedzieć wszystko na sto procent, bez domysłów!

-No już posmakowały, już trochę przytyłam i… – urwała westchnieniem i ostrymi rumieńcami.

-Co „i”?

-I nawet nie chce mi się iść na siłownię. Boje się, że właśnie taki scenariusz mnie czeka! – żaliła się.

-W takim razie jesteś moim ideałem – powiedział, a serce waliło mu jak młot. Spodziewał się, że ona się wystraszy i go zostawi, albo odegra miłą, lecz następnej randki już nie będzie. Ona jednak – choć rzeczywiście przerażona jego reakcji – odpowiedziała pod wpływem emocji coś zgoła innego:

-A więc to będzie bardzo dziwny związek – odparła i wtuliła się w niego.

Obydwoje już prawie się do siebie nie odzywali. Nie trwało to długo, bo on odprowadzał ją do domu, a że byli niedaleko, spacer nie był przesadnie czasochłonny.

Kiedy doszli, ona odwróciła się do niego zostawiając za plecami rozświetlony domofon. Drżała, ale bynajmniej nie było to drżenie z zimna. Znowu czuła motyle w brzuchu… w zasadzie w całym ciele, a zwłaszcza w łonie i trzewiach! Nie wiedząc nawet jak, kiedy i z jakiej przyczyny stanęła lekko na palcach i pocałowała go. Miało być to pożegnanie, ale odparła:

-Może wejdziesz na górę i coś zjemy? – nie wierzyła, że to powiedziała.

-Trochę się boję! – odpowiedział.

-Mnie się boisz?

-Nie, tego co może się stać… – odpowiedział z pełną powagą. Obydwoje zrozumieli, że nie chodzi tu o seks, ale o coś więcej. Przy tym zbliżenie fizyczne będzie tylko małym kapiszonem w porównaniu z eksplozją atomowej bomby. Cała otoczka była o wiele bardziej kusząca, ale też równie przerażająca.

Bali się obydwoje. Ona, że się wygłupi, albo okaże się strasznym obżartuchem i go wystraszy. On zaś bał się, że będzie ją karmił tak długo, że zrobi jej krzywdę. Nigdy wcześniej tego nie robił, ale co raz częściej o tym rozmyślał. Kiedy wchodzili do jej mieszkania poczuł, że jemu również drżą nogi i czuje przyjemny, chłodny dreszcz rozchodzący się przez ciało od wewnątrz!

Rozdział IVRozdział VI

Zaprojektuj witrynę taką jak ta za pomocą WordPress.com
Rozpocznij